Sezon 2022 dobiega końca. Grudzień to czas podsumować, więc i ja w kilku zdaniach opiszę co i jak się działo przez ten rok z mojej perspektywy. Perspektywy w 90% biegowej, a tylko trochę kolarskiej niestety. To już drugi rok z rzędu kiedy to bieganie, a nie rower jest na pozycji numer 1 wśród sportowych priorytetów.

Cała zabawa w tym roku zaczyna się końcem marca w Rzymie. Tomek już od jakiegoś czasu namawiał mnie na dystans maratoński i w końcu się decyduję. Plan jest jasny: od początku 3h musi być połamane. 12 tygodni przygotowań to idealny czas aby się nie zajechać i nie złapać kontuzji. Plan minimum był, ale jak to mówi kolega Fuji „na przypale albo wcale” i po głowie chodzi mi połamanie 2:50. Do połówki plan wyglądał idealnie, robię czas 1:23h. Później lekkie problemy i człapiąc końcówkę do mety, kończę z czasem 2:53:41h. Przynajmniej zostało coś do urwania na przyszłość, ale nieśpieszno mi do kolejnego maratonu.

Po maratonie trochę luzu, zaliczenie 4 etapów naszego lokalnego wyzwania Przepalenie! (najlepsza rzecz jaka pozostała nam po pandemii). Następnie trochę szybkich i krótkich startów (polecam bieg w Bardejovie) w niskich górkach i noga zaczęła się przestawiać z asfaltu na trail.

Pierwszy mocny start w górach to zawody 19 czerwca w Wapiennym Perły Małopolski. Rok temu wygrana, w tym roku drugie miejsce, ale nie było mocnych na Michała Siwka.

Dzień na regeneracje i wylot do Cortiny na najkrótszy dystans festiwalu Lavaredo Ultra Trail. Cortina Sky Race czyli 19km i trasa na zasadzie „dzida w górę, dzida w dół”. Według rozpisanego planu od połowy czerwca noga miała się kręcić i się kręciła😊 Od startu idzie gaz i udaje się trzymać tuż za pierwszą dychą, na za szybkim zbiegu jak dla mnie tracę kilka pozycji i dobiegam 17ty do mety. Uwielbiam takie szybkie akcję. 2h ścigania gdzie nie ma czasu żeby nawet się zastanowić czy przypadkiem nie odpuścić na chwilę, czy mnie odetnie itp. Jeden bidon z wodą do ręki i ogień!

Tydzień po powrocie z Dolomitów start docelowy, czyli Bieg Wysokogórski im. Franciszka Marduły, a przy okazji MP Skyrunning. Wiem że jest masę fajnych biegów w tym kraju, ale „Marduła” to dla mnie świętość biegowa. Jedyne co mnie martwi to, że polska czołówka woli starty w tym samym terminie w różnych „ogórkach” rozsianych po całym kraju byle tylko nie zmierzyć się ze sobą twarzą w twarz. Nie wiem na jakiej zasadzie mamy mieć więcej kozaków takich jak Bart Przedwojewski jeśli obawiamy się rywalizacji. Na starcie pojawia się Marcin Kubica i ten gość rozgrywa to od startu po swojemu. Kończę bieg na 9 pozycji. Tuż za mną Piotrek Mazan, przede mną Piotr Biernawski. Takie towarzystwo mi bardzo odpowiada😊

Po tym biegu ciśnienie na starty już zupełnie schodzi. Udaje się jeszcze zaliczyć górski bieg w Wadowicach, gdzie tym razem Dariusz Marek pokazuje mi miejsc w szeregu. Ciągnąc już na siłę ten sezon biegowy skusiłem się na start początkiem sierpnia podczas Mistrzostw Polski w biegu na krótkim dystansie. 12 miejsce i już całkowite zajechanie organizmu.

Strzałem w dziesiątkę był za to powrót na rower. Każdy wyjazd po takiej przerwie to czysta przyjemność. Start w dwóch kolarskich wyścigach i powrót do szybszego biegania podczas dychy w Lipinkach to było fajne zakończenie sezonu. Sezonu w którym po raz pierwszy pokonuje ponad 2000km biegowo. Jeśli w roku 2023 uda się zrealizować podobną liczbę startów w tak fajnych biegowo miejscach to będę bardzo szczęśliwy. Wciąż priorytetem pozostanie bieganie ponieważ zajmuje ono zdecydowanie mniej czasu niż rower, ale na pewno nie będę przeciągał sezonu do sierpnia zaczynając pierwsze treningi w styczniu:)

Sebastian Chłanda