W poprzednim roku myślałem o starcie w Road Trophy (15-17 sierpnia), jednak nie wypaliło z różnych względów. W tym roku nie odpuściłem. Tydzień wcześniej załatwiłem wszystkie formalności. Wyjazd stał się faktem. W sumie nie wiedziałem czego się spodziewać. Czasówka + 3 górskie etapy, różnie mogą się skończyć.  Pojechałem do Koniakowa k/Istebnej dzień wcześniej prosto z pracy.  Dojechałem dość późno, chciałem jeszcze odebrać numerek startowy… ale nie znalazłem biura. Startowało ok 140 osób.

Etap I

Rano w piątek pojechałem szukać jeszcze raz biura. Znalazłem, Istebna Zaolzie, odebrałem pakiet startowy (nr 484) i wróciłem w miejsce noclegu. Coś tam zjadłem, napełniłem bidony i ruszyłem skrótami na czasówkę. 3,4 km, 240m pion. Zaparkowałem jakiś kilometr przed startem, po co się pchać w tłum. Start pierwszych zawodników: 11.00. Kategoria A, czyli moja, startowała jako ostatnia, miałem więc sporo czasu na przygotowanie. Przejechałem ze znajomym całą trasę, przy powrocie wymijaliśmy już startujących w kategorii K i H. Na dole czekam cierpliwie na swoją kolej. Ruszyłem, bez spiny, bo druga część była cięższa. Cała czasówka nie wyszła… Czas:  12:26 min. Słabo i ciężko. Na mecie doszło do mnie, że rozgrzewka była marna. W płucach piekło, jak nigdy. No nic, do następnej czasówki na pewno podejdę uważniej. Po 1 etapie: 14 kat, 82 open.

Etap II

Etap II tego samego dnia, tyle, że po południu o godz. 15:00. Do przejechania nieco ponad 75km (pion 2000). Czyli nic innego jak góry. Pętla 15 km pokonywana była 5 razy. Na rundzie 2 podjazdy (pierwszy łagodniejszy, drugi trzymający i bardziej wymagający). Nogi ciężkie jakoś. Miałem nadzieję, że będzie lepiej niż na czasówce.  Ruszyliśmy, powoli piąłem się w górę, bo sektory były ustawiane wg. miejsca z czasówki (przynajmniej czołówka). Nie było sensu szarpać się, nie dość, że trasa selektywna, to była świadomość jutrzejszego ponad 100km etapu, oraz nieco ponad 80 km w niedzielę. Jak zwykle obawiałem się zjazdów, ale jakoś strasznie nie traciłem jak to zwykle bywało. Ukończyłem etap na 63 miejscu, 9 w kat. W generalnej 63 open i  9 kat.

Etap III

Wstałem wcześnie, bo etap zaczynał się o 9. Pojechałem do sklepu na małe zakupy. Zjadłem i zjechałem na start (Istebna Zaolzie). Nie byłem zbyt wcześnie, więc od razu złożyłem rower i pojechałem na start. Tam już pierwsze sektory ustawione (z klasyfikacji generalnej). Start opóźniony o 15 min. Czekam spokojnie. Żeby nie było wszystko idealnie, zapomniałem licznika z noclegu. Jechałem patrząc na czas przejazdu. Strzelałem ze moja średnia będzie koło 28. Etap dłuższy, 103 km i 2000 w pionie. Start i od razu podjazd pod Koczy Zamek. Wąskie kręte drogi i tłoczno, co chwile powodowało jakieś zwolnienia, nagłe przyspieszenia. Na końcu podjazdu betonowe kraty, ciężko się po tym jechało. Później zjazd w stronę Słowacji i na zjeździe kiepska kostka brukowa, redukcja prawie do zera. Szkoda było stracić bidonu, czy koła. Na granicy polsko-słowackiej trochę dziwnie, policjant pokazywał niby w lewo, tak pojechaliśmy i później trzeba było zawracać, bo jednak trzeba jechać prosto. Centralnie na granicy wpadłem w (w sumie nie wiem jak to nazwać) 10-centymetrowy brak asfaltu. Tam obróciła mi się kierownica. Nie przeszkadzało to strasznie, ale był mniejszy komfort. Utworzyła się grupka 6-7 osób. I tak jechaliśmy prawie do końca. Były osoby które się woziły. Tempo tej grupki niestety nie pozwalało dojść kogoś z przodu, a samemu ciężko było odskoczyć, tam gdzie było bardziej płasko, było pod wiatr, łatwo się zajechać. 2 podjazd pod Koczy Zamek lekko rozrzucił grupę, bo rzeczywiście końcówka podjazdu była ciężka. Zostało nas 4. 2 i ostatnia dziś pętla. Na zjazdach doszli nas słabsi na podjazdach. Później było w miarę płasko, choć lekko pod górę. 2km przed bufetem zaczęło się trochę stromiej, wszyscy w grupce uzgodniliśmy, że napełniamy bidony. Ja połakomiłam się jeszcze na 2 batoniki czekoladowe i później musiałem gonić na zjazdach (a wiadome jak mi to zjeżdżanie idzie.. 😉 ). Dojechałem na lekkim zjeździe. Dalej jedzie nas 6-7 osób. Czułem zmęczenie po wczorajszym i dzisiejszym. Później takie jakby hopki wzdłuż drogi ekspresowej. Tam ta grupka się porwała. Odjechał najpierw ktoś z Jas-kółki, ja za nim, oglądam się a reszta została. Myślałem ze na zjazdach dojdą. Jas-kółka odjechał, widać było ze lekko sobie jechał w tej naszej grupce. Do mety już tylko w górę. Najpierw kilka procent, później ścianki na koniec. Obracam się, jakieś 100m gonią mnie, ale jakoś niezbyt mocno. W sumie nawet przez chwile zwolniłem oszczędzając siły na końcówkę. Jak się okazało oni też i już nie czekałem, ile się dało. Na końcowych podjazdach widzę jeszcze dwójkę przede mną, ale pod takie ścianki średnio mi idzie. Dojechałem z czasem 3:52 h. Tętno niskie, bo jakoś średnio w tej grupce się jechało, za niskie tempo tam, gdzie można było odrobić. Jutro ostatni etap. 75km i 2200m w pionie(!). Tam bardziej trzeba będzie liczyć na siebie, i w sumie na tym to polega. Po etapie open: 58, kat. A: 8.

Etap IV

Pobudka o 7. Jakoś średnio mi się spało. Może za długo, poszedłem spać o 21. Był więc czas na spakowanie się, opuszczenie miejsca noclegowego i pojechanie spokojnie na start ostatniego etapu czyli do Istebnej Zaolzie. Z rana dość chłodno. Mgła. Im bliżej do startu tym lepsza pogoda, wyszło nawet słońce. Ubrałem koszulkę termo-aktywną z długim rękawem i pojechałem na sektory startowe. Start jak wczoraj, tą samą trasą, tyle że przed płytami zjazd, a nie podjazd na wczorajszą i dzisiejszą metę. Po zjeździe skręt w prawo z kawałkiem szutru i ostry podjazd. Mijałem na ściankach kilku  osobników. Dziś był prosty plan, od startu mocno. Ostatni etap, nie ma co się oszczędzać. Załapałem się do mocnej grupy, z która jechałem do podjazdu pod Istebną, tam się rozerwało. Tempo dość mocne. Doszliśmy na 100m grupkę ok. 20 z czuba. Wtedy już miałem na podjeździe dość i nie dałem rady. Ostatni podjazd ciągnął się i ciągnął. Krótkie, ostre ścianki mnie wykończyły. Na metę wjechałem 40 open, 7 w kat. Dziś było dobrze. Może gdybym wcześniejsze etapy pojechał bardziej odważnie, wynik byłby lepszy. Może, a może dziś bym skończył na 100 miejscu. Było jak było.

Podsumowując:
Miałem dużo szczęścia, nie miałem kraksy, kapcia, defektu. Pozytyw to na pewno ostatni etap. Na pewno zebrałem kawał doświadczenia w takich etapowych wyścigów. Wynik jak wynik, mogło być lepiej. Teraz chwila odpoczynku.

Road Trophy 2014 ukończyłem open: 49, kat. A: 7.

Dystans: 259,4 km
Czas: 9:41 h
Suma podjazdów: 6140 m.