Już rok temu przymierzałem się do startu w przynajmniej jednym etapie cyklu „Grand Prix Krakowa w biegach górskich”. Ostatecznie mi się to nie udało, za to w kolejnej edycji wziąłem udział w każdym biegu. Etapów było pięć, wszystkie rozgrywane na niezmiennych trasach w Lesie Wolskim, z dużymi możliwościami wyboru jeśli chodzi o dystans, zaczynając od najkrótszego na 3.7 km, przez średnie na 5.7 i 11.6 km, a kończąc na dystansie 23.2 km, który był w tym roku nowością. Ja wybrałem ten ostatni.

Od początku cyklu nastawiałem się na „zrobienie” generalki, czyli start w przynajmniej 4 etapach i zdobyciu jak największej ilości punktów do ostatecznej klasyfikacji. Pierwszy start nie był zbyt pomyślny. Gorsze samopoczucie, bolące nogi i warunki pogodowe (deszcz, błoto) skutecznie utrudniły mi bieg. Najgorszy jednak był kryzys, który przyszedł kilka kilometrów przed metą. Ostatnie 10 minut w większości szedłem i ledwo dotarłem do mety. Osłabiony jak nigdy dotąd. Odbiłem sobie na drugim etapie, który poszedł mi najlepiej. Zarówno warunki jak i samopoczucie były dużo lepsze. W nocy przed trzecim etapem spadło mnóstwo świeżego śniegu. Śnieżyca nie ustąpiła nawet rano i podczas biegu. Zrobiło się ślisko, kilka razy zdarzyło mi się leżeć na ziemi, ale to było nic w porównaniu z etapem czwartym, który czułem w kościach i stawach przez co najmniej tydzień. Trasa w 80% była zalodzona, wielu zawodników z resztą startowało w kolcach, a ja później tylko żałowałem, że też tego nie zrobiłem. Zbiegi były bardzo niebezpieczne, nawet w miarę płaskie odcinki i podejścia nie należały do przyjemnych. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak mocno poobijać. Na finałowym etapie pogoda w końcu dopisała, nareszcie  można było wystartować w krótkich spodenkach i koszulce. Biegło się też całkiem nieźle, chociaż na finisz brakło mi już sił.

I tak, z etapu na etap obserwując klasyfikację generalną, udało mi się wywalczyć 13 miejsce w OPEN i 2 miejsce w kategorii wiekowej M20 (20-30 lat), za które zostałem nagrodzony czapeczką pod kask. W całym cyklu przyszło mi walczyć w przeróżnych warunkach, od słońca i ciepła, przez błoto, deszcz i ulewy, aż po śnieżyce i oblodzone ścieżki. Cykl jest wart polecenia szczególnie osobom chcącym zacząć przygodę z bieganiem po górach, ale też i tym, którzy mają już doświadczenie. Co najważniejsze, trasa jest bardzo ciekawa, szybka, dosyć wymagająca i „nie dłuży się”, co dowodzi, że w Krakowie da się przeprowadzić zawody biegowe, które nie są nudne.

Arek Gubała