Zbliża się nowy sezon, a z nim fejsbukowy zalew zdjęć ze zgrupowań w ciepłych krajach. I rozmyślania – może też powinienem wyjechać i poćwiczyć? Albo po prostu pojeździć i opalić lekko nogę? Padło nie na gorącą Hiszpanię czy Teneryfę, a na chłodniejszą i wietrzną Chorwację.

Towarzystwo

Wybrałem trafioną przypadkiem ofertę wyjazdu z Przemkiem Gierczakiem – trenerem młodych górali i szosowców z kadry Polski. Tak miejscówka, jak i organizator, polecane były przez kolegów z Jasła, wstyd było im nie wierzyć. Wraz ze mną mieszana grupa, z różnymi celami treningowymi i w różnym wieku. Nie było obowiązku jeżdżenia tempówek z młodzieżą (zresztą -kto by to wytrzymał ;)), można było dołączyć do czyjegokolwiek treningu czy nie-treningu.

Miejsce

Wyspa Čiovo położona jest w południowej Chorwacji, rzut kamieniem od Splitu. Na ląd zjeżdża się przez most przy porcie w dość zabytkowym Trogirze. Dodać trzeba, że dojazd do bazy przez wyspę był najbardziej nużącą częścią dnia, pomimo kilku hopek i plaży nad zatoką po drodze ;). Klimat łagodny, temperatury w ciągu dnia często powyżej 10ºC, z małą wilgocią od morza. Trafiliśmy akurat na kilka deszczowych i chłodnych dni, na dodatek dość wietrznych. Ale bywało i tak, że przez 3h jazdy można było złapać fajną opaleniznę. Było jeszcze przed sezonem turystycznym, nie trzeba było się przebijać przez tłum z aparatami, a i ceny jedzenia były przystępniejsze.

Szosy

Asfalt może nie zachwyca, kierowcy mentalnością przypominają tych z Polski, plus trzeba się przyzwyczaić do pozdrowień klaksonem, ale prawie każdy znajdzie coś dla siebie. Ciężko o dłuższy kawałek płaskiego, bo nawet droga przy nadbrzeżu dodaje metrów w pionie, czasem trudno zauważalnych – otwarta przestrzeń zmienia perspektywę i tylko licznik mówi, że jedziemy pod górę. Za to górale nie powinni narzekać – od wijących się podjazdów na stromych zboczach, o nachyleniu 5-8%, przez strome proste, po lekko wznoszące się drogi w dolinach górskich. Podczas planowania tras trzeba uważać, żeby nie zapędzić się w szutrówki – czasem ładnie wyglądający, świeży asfalt, wprowadza na 10km luźnych kamieni, bez możliwości odbicia gdzieś w bok. Dla koneserów znajdą się też strome podjazdy, trzymające ponad 10% przez kilka kilometrów. „Zaliczacze” podjazdów wybiorą drogę na Sv. Jurę, kawałek za Makarską – najwyższą asfaltową drogę Chorwacji, wyprowadzającą na wysokość 1762 m n.p.m. (czasem zaśnieżona droga nie pozwala na wyjechanie powyżej 1300m ;)). Lubiący dłuższe dystanse pomkną do granicy bośniackiej, pokonując kilka przełęczy w paśmie Svilaja, żeby zobaczyć ośnieżone najwyższe pasmo Alp Dynarskich z Vrh Dinare na czele. Przewyższenie na trasach górskich w okolicy Trogiru zbiera się bardzo szybko – ani się nie obejrzysz, a po 60km zrobisz kilometr w pionie. I co ciekawsze – wcale się tego nie czuje 🙂
Lokalnych bikerów praktycznie nie widać, łatwiej spotkać na podjeździe kolegę z Krosna niż miejscowego. Dobrą wiadomością dla łowców Stravowych pucharków jest to, że duża część segmentów jest mało jeżdżona, chociaż KOMy mają nierzadko wyśrubowane czasy.

Chorwacja stanowi dobrą i tańszą alternatywę dla zachodu Europy na wiosenne rozkręcenie. Mimo mniej stabilnej pogody, nie można narzekać na brak tras na krótsze treningi jak i dłuższe wyjeżdżenia. Doskwierać może brak lokali z kawą i ciachem w co drugiej wiosce, ale równie dobrze można wstąpić na kozę z rożna lub burek so syrom do lokalnego baru 😉 Śmiało można polecić szukającym budżetowego i trochę izolowanego miejsca na przedsezonowy wyjazd.

Wojciech J. Gubała